niedziela, 31 maja 2009

Ludzie nie są tacy, na jakich wyglądają.

Tytuł: Ludzie nie są tacy, na jakich wyglądają.
Parring: Naruto, Sasuke.
Klasyfikacja wiekowa: +12
Rodzaj: Dramat
Ostrzeżenia: Nie ma.
Od autorki: To najdziwniejszy fanfiction, jaki napisałam. Naprawdę!


Muszę przyznać, że całkiem niedawno przeczytałem pewne zdanie brzmiące dokładnie tak: „ludzie nie są tacy, na jakich wyglądają”. Owy cytat przyczepił się do mnie nazbyt nachalnie i myśl ta ciągle przewijała się w moim umyśle. W zasadzie, nie zastanawiałem się nad głębszym znaczeniem tych słów aż do pewnego czasu. Ale po kolei. Jak już mówiłem, cytat ten często chodził mi po głowie i aż wstyd się przyznać, że pochodził z plakatu znajdującego się… W autobusie. Autobus, którym codziennie dojeżdżałem do szkoły miał w środku mnóstwo kolorowych reklam z różnymi cytatami i hasłami reklamowymi, ale tamten od razu rzucił mi się w oczy. Może dlatego, że stałem tak blisko?
Zaczęło się pewnego czwartkowego poranka, kiedy już o ósmej sterczałem na przystanku, zdenerwowany czekając na swój upragniony, potrzebny do życia pojazd z numerem siedem. Jak na złość spóźniał się trzy minuty. Kiedy w końcu wsiadłem do tego środka lokomocji odetchnąłem z ulgą. Dziś nie było dużo ludzi, wyjątkowo. Wszystko przebiegało zgodnie z rytmem dnia codziennego. Wyciągnąłem bilet z automatu* i stanąłem zadowolony obok ciemnowłosej kobiety, tuż przy oknie. Mijałem spokojnie wysokie budowle należące zapewne do liczącego ponad milion mieszkańców miasta Kobe, zastanawiając się, czy lepiej jest stać w korku, czy stanąć w progu znanego liceum, do którego uczęszczałem. W końcu jednak moje myśli zaczęły zmierzać w całkiem innym kierunku, a kiedy przyuważyłem czarną czuprynę wystającą zza tłumu kierującego się w stronę autobusu, coś ścisnęło mnie w żołądku. Na tym właśnie przystanku wsiadał chłopak, mniej więcej mojego wzrostu. Jego oczy były tak czarne, że moje spojrzenie nie mogło się z nim równać. Twarz zakryta czarnymi włosami była tak piękna i doskonała, że kiedy już zauważałem alabastrowe lico serce przyspieszało odbijając się głucho i roznosząc swoje dudnienie aż do moich uszu. Można powiedzieć, że był dla mnie najważniejszą osobą, taką, z którą mogłem się liczyć. Nie wydaje się to dziwne? W końcu nawet nie wiedziałem jak miał na imię. Znałem jednak jego przeszłość. To, co się wydarzyło w jego niesamowicie krótkim, szesnastoletnim życiu, nie mieściło mi się w głowie. Jednak on, zawsze z podniesioną głową, nigdy nie zachowywał się tak, jakby był na pozycji przegranej. Nie miał rodziny, tak samo jak ja. Był całkiem sam, ja również byłem. Dlatego coś niewidzialnego, od chwili kontaktu wzrokowego, po prostu przyciągnęło mnie do niego. I tak już zostało. Widywałem go codziennie w zaludnionym autobusie. Podziwiałem jego przepiękne, czarne niczym węgiel tęczówki , które w blasku słońca przybierały granatowy odcień. Kochałem ten widok. Kochałem iskierki tlące się w jego oczach, kiedy spoglądał w szybę jakby z nadzieją. Nigdy nie mogłem oderwać wzroku od czarnych kosmyków, które, z przodu trochę przydługawe, delikatnie opadały na czoło i blade, czasami lekko zaczerwienione od pośpiechu, policzki. I tak przez długie miesiące zawsze spotykałem go w tym jednym miejscu. Zawsze przez godzinę jazdy spoglądałem w jego kierunku. Jakoś nigdy nie miałem odwagi by po prostu podejść i porozmawiać. Zapytać o błahe rzeczy. Rzeczywistość zawsze tak przygniatała mnie swoim ciężarem, że nie potrafiłem wymyślić sensownego tematu. Dla mnie, dla niego. Dlatego kiedy już zdałem sobie sprawę, że jestem na straconej pozycji, poczułem się związany z nim jeszcze bardziej. Że on jest w jakiś sposób nietykalny, nieosiągalny, niemożliwy do zdobycia. Stopniowo zacząłem też rozumieć jakim niedorozwiniętym uczuciem go obdarzyłem. To nie było nic zwykłego. Podziwiałem go? Chociaż tak naprawdę rzucałem mu często pełne pogardy spojrzenia. I to mnie bolało. Bolało, bo nie potrafiłem okazać tego prawdziwego uczucia. A on? Odwdzięczał się tym samym i czasem miałem już dosyć tych spojrzeń. Oczu mówiących jak bardzo jestem żałosny. I chociaż nie rozmawialiśmy ze sobą w ogóle, nawiązywała się między nami mała konfrontacja, która powoli zmierzała w kierunku powiedzenia kilku słów. Szczerze mówiąc, czasem chciałem aby podszedł i coś powiedział. Cokolwiek. Chciałem usłyszeć ten głos, który miał być melodyjny, ale również stanowczy, odbijający się w moich uszach z pewnym naciskiem. I w końcu w dniu, kiedy stałem znużony obok okna, moje oczy przyuważyły ten zielony, przedstawiający jakieś dziwne bazgroły plakat. Z tym cytatem, który tak bardzo zachował się w moim umyśle.
I tak nagle.
Po prostu.
Huk..!
Krzyki wydostały się z gardeł przerażonych ludzi, zapadła ciemność. Słyszałem pisk opon, klaksony, głosy ludzi z zewnątrz i nie wiedziałem jak nazwać to po imieniu. Poczułem się jak w filmie. Straciłem panowanie nad swoim ciałem i upadłem na ziemię. Zdążyłem jeszcze poszukać wzrokiem czarnych oczu. Nie znalazłem ich. I to był koniec. Przepiękny sen mi się śnił. Jakbym wyciągał do kogoś dłoń… A potem uchyliłem powieki i sen prysł. Zaczęło się piekło. Ludzie tak często słyszą o wypadkach, jednak nikt nie wierzy, że coś takiego może przytrafić się również im.
Tego dnia ja uwierzyłem. Krew spływała obwicie po moim czole, z dala słyszałem płacz małej dziewczynki. I nagle uderzyła we mnie bezradność. Tak się bałem, że nie mogę nic zrobić. Usłyszałem zduszony jęk. Nie znałem go, jednak wystraszyłem się. Doczołgałem się powoli do ciała ciemnowłosego chłopaka. Jeszcze przed chwilą, zanim jakiś pojazd zderzył się z autobusem, widziałem jak spogląda w drugą stronę. A potem wszystko się zatrzęsło i straciłem go z oczu. Jego twarz wygięta była w okropnym grymasie bólu, zamglone oczy prosiły mnie o pomoc.
Krzyknąłem zrozpaczony. Tylko nie on! Nie on! Dlaczego on?! Pytania kotłowały się w mojej głowie i kiedy w końcu znalazłem się przy nim, nie wiedziałem co mam powiedzieć. Zdałem sobie sprawę, że prawdopodobnie rozmawiam z nim po raz pierwszy… I ostatni. To popchnęło mnie do wypowiedzenia kilku słów.
-Jak masz na imię? – Zapytałem zduszonym, bezbarwnym głosem.
-Sasuke… - Wyszeptał. Barwa jego głosu była jak miłość, która nagle mnie ogłuszyła. Piękny, tak dźwięczny i melodyjny…
Sasuke miał wbity w udo gruby metalowy pręt, który wcześniej służył za poręcz. Wił się okropnie w spazmach bólu, a ja nie potrafiłem mu pomóc. Tak bardzo chciałem, ale nie wiedziałem jak. Modliłem się, aby pomoc przybyła na czas…
-Sasuke… - Odezwałem się po chwili. Czarnowłosy pokręcił chwilę głową i uchował zamglone oczy pod powiekami. Tak bardzo urzekł mnie ten widok. – Obiecaj mi, że jeszcze cię tutaj zobaczę. – Jęknąłem z rozpaczą. Za wszelką cenę nie chciałem wyjść jakoś niewłaściwie czy patetycznie. Nie zastanawiając się ani chwili dłużej zerwałem rękaw swojej koszuli i zacząłem tamować jego krew, która w niepokojąco szybkim tempie zasłaniała podłogę pojazdu. Kręcił głową w amoku nie mogąc znieść okropnego bólu. Jedyne co mi pozostało, to nie tracić nadziei.
Dopiero teraz rozejrzałem się po autobusie. Nie wiedziałem zbyt dobrze co wydarzyło się tamtego dnia. Dlaczego pojazd został tak niespodziewanie szybko przygnieciony czymś naprawdę dużym. Z przodu widać było pourywane metalowe uchwyty, jednak wydawało się, że nie przyczyniły się do niczyjej śmierci. Mały promień nadziei wciąż rozpalał moje serce, rozgrzewał i zachęcał do głoszenia pewnej prawdy.
Tutaj zdarzył się… Wypadek?
Mój wzrok powiódł po czarnowłosym. Podnosił szybko klatkę piersiową, po czym opadał na podłogę, jakby łapczywie nabierając powietrza do płuc. Zastanawiałem się, dlaczego on otrzymał największy cios, a ja tylko stłukłem sobie głowę. Dlaczego umierał na moich oczach, a ja, choć zraniony byłem tym widokiem, nie mogłem odwrócić wzroku. Nie mogłem. Powiedziałem sobie, że kiedy przyjedzie karetka i uda się w jakiś sposób otworzyć drzwi zmasakrowanego pojazdu, że kiedy zabiorą Sasuke do szpitala, ja zobaczę go później jakby na nowo. I nie będzie zimnych spojrzeń, pogardliwego nastawienia, wrogich iskier w oczach. Po prostu cała prawda. Prawda, której doświadczyłem już dawno, ale nie byłem w stanie jej okazać. A teraz spoglądałem na niego z żalem. Jego dłoń mocno zaciskała się na moim rękawie. Ciepłe słowa mówiące: „zostań ze mną, nie odchodź” nabierały jakiegoś sensu. Wszystko stało się logiczne, nagła potrzeba kazała mi utworzyć w swoim sercu te małe światełko, które rozbłysło słabo, aczkolwiek niesamowicie raziło. Łzy zbierały się w moich oczach, kiedy uzmysłowiłem sobie, że nie wszystkim udało się przeżyć. Że niektórzy przegrali ze śmiercią i odeszli ze spuszczoną głową, życząc innym większej siły woli. Bardzo wtedy pragnąłem, aby Sasuke taką siłę posiadał. A on z odchyloną głową cicho pojękiwał z bólu, jakby prosił Boga o zaprzestanie. Czułem jak drży, ponieważ byłem blisko. Tak blisko, że czułem jego obecność na sobie. W końcu stracił przytomność. Krzyknąłem niewyraźnie, wystraszony tym zdarzeniem, ale on tylko uleciał gdzieś daleko stąd. Odetchnąłem z ulgą, gdy pod dłonią poczułem wyraźne bicie serca. Została mi już tylko modlitwa.
Boże, pozwól mu żyć.
To niesamowite jak szybko stał się dla mnie kimś bliskim. Jak bardzo był dla mnie ważny, jego głos, jego zdrowie. Głaskałem go po głowie, wplątując palce w hebanowe kosmyki. Rozglądałem się po autobusie, zastanawiając, czy nikt nie potrzebuje pomocy. Każdy już kogoś miał.
Kiedy przyjechała karetka, strażacy z niewielką trudnością otworzyli drzwi. Zacząłem wierzyć we wszystko co dobre. I wtedy tak naprawdę zdałem sobie sprawę, że pomoc znalazła się tutaj w dziesięć minut, które dla mnie ciągnęły się godzinami.
Od razu grupa sanitariuszy zajęła się czarnowłosym, który w tamtym momencie na chwilę uchylił powieki, aby spojrzeć na mnie ostatni raz, jakby na pożegnanie. Pokochałem ten wzrok. Wzrok, który wyrażał same ciepłe uczucia, samą sympatię i życzliwość. Dopiero kiedy zniknął mi z oczu, poczułem ciepłe, czające się gdzieś pod powiekami, łzy. Jakby to było nasze ostatnie pożegnanie, jakbym miał go nie ujrzeć.
I tak siedziałem w środku pojazdu ratowniczego, czekając aż ktoś życzliwy przyjmie moją ranę na głowie, która nie wymagała nawet szycia. Ale to mnie nie obchodziło. Nie zdążyłem nawet dokładnie się nad wszystkim zastanowić, kiedy odwieźli mnie do domu i zostawili samego, jak zawsze.
Zapaliłem lampkę w przedpokoju i stanąłem przed lustrem. Spojrzałem w swoje pociemniałe niebieskie tęczówki, które nigdy mi się nie podobały. Wolałem mieć czarne, tak tajemnicze i niezmierzone jak Sasuke. I znowu przyłapałem się na tym, że o nim myślę. Nie wiedziałem co mam robić. Czy zadzwonić na pogotowie i zapytać o niego, czy żyć nadzieją już do końca.
Wystraszony swoim uczuciem wybrałem drugie wyjście.

Mijały miesiące. Od czasu wypadku nie spotkałem go ani razu. Chciałem wierzyć, ale nic mi na to nie pozwalało. Każde wspomnienie, turkot silnika, rozmowa wesołych pasażerów i ja… Stałem tam gdzie zawsze. Przy oknie. Nie bałem się tego miejsca. Nie bałem się, że wypadek może stać się ponownie. Żyłem we własnym świecie, wyobrażając sobie, że go widzę. Ciemne oczy, nawet złowrogi wyraz twarzy. Po prostu jego. Całego Sasuke. Od tamtej pory nie śmiałem zapomnieć jego imienia. Przypomniało mi się, że nie zdradziłem mu swojego. Ale nie przeszkadzało mi to. Najważniejsze było, że został w moim sercu. Czy żył? Tego nie wiedziałem. Czy był gdzieś, czy mijał mnie na mieście nie zdając sobie z tego sprawy, czy widział w sklepie w oddali nie słysząc mnie, a ja nie słyszałem jego? Czy możliwym było, że już go nie zobaczę? Nie poczuję pod dłonią tego bijącego serca i ciepła?
Kiedy o tym myślałem ogarniał mnie smutek, poczucie winy, że spieprzyłem całą sprawę, że mogłem coś zrobić. Nie potrafiłem wymyślić sensownego wytłumaczenia. Nawet nie wiedziałem czemu czuję się winny. Może dlatego, że nigdy nie podszedłem, a wolałem obserwować go z daleka?

I w końcu pewnego czwartkowego poranka, kiedy wychodziłem z domu padał deszcz. Małe kropelki odbijały się w kałużach, zaś ludzie starali się schować pod parasolami. Szedłem, nie myśląc jeszcze trzeźwo po długim śnie. Z daleka przystanek wyglądał tak jak zwykle. Ci sami ludzie, ta sama pogoda. Wszystko takie same. Ale kiedy słońce nieśmiało przebiło się przez szaro-bure niebo. Odnalazłem w swoim sercu dawno skrywany niepokój. Coś przemówiło do mnie, sam nie wiedziałem co.
Wsiadłem do autobusu. Tak mnie to wszystko przytłaczało, że nie miałem już siły o tym myśleć. Wyciągnąłem bilet z automatu i stanąłem tam, gdzie zawsze. Na moim przystanku autobus był już pełny, ale miejsce pod oknem zawsze było wolne. Dzięki temu mogłem przez szybę podziwiać zmieniający się krajobraz. „Wszystko tak samo, wszystko tak samo… Nie ma już nic.” - myślałem rozpaczliwie. Chyba dopiero wtedy zrozumiałem, że najpierw żyłem tylko po to, aby wsiąść do autobusu, a po wypadku nie było dla mnie życia. Ono zginęło wraz z Sasuke. Uleciało gdzieś, zostało same ciało, sam rozum myślący nie o tym, co rozkaże mu serce, a o tym, co trzeba. Więc nie zastanawiałem się nad żadnymi błahostkami, nad którymi nie chciałem się zastanawiać. Nie myślałem też o Sasuke. Tak w końcu przestałem być ludzki. Chociaż tak naprawdę on cały czas tkwił w mojej podświadomości. Cały czas mówił do mnie te same słowa, że nazywa się Sasuke. I czasami jeszcze uśmiechał się delikatnie, starając się przezwyciężyć ból. To mnie raniło, ale i cieszyło zarazem.
Moje przemyślenia nagle przerwał hałas i okropny pisk hamulca. Autobus zatrzymał się na jednym z przystanków i jak zwykle odjechał, a jego nie było. Nie chciałem tracić nadziei, ale ona sama uparcie mnie opuszczała. Wysiadłem w końcu niedaleko swojego liceum i westchnąłem cierpiętniczo, jak to miałem w zwyczaju. Szedłem pokonując szare kałuże, mijając przechodniów. Zapach deszczu i wszystko docierało do mnie i chciało choć raz zająć moje myśli. Przebywałem drogę spokojnie, dochodząc do wniosku, że któregoś dnia będę musiał zrobić prawo jazdy i przestać jeździć autobusami.
Zapomnieć.
Nagle poczułem dziwne ciepło rozchodzące się po całym moim ciele. Czułem dreszcze, tak niepowtarzalne, cudowne. Coś kumulowało się w moim żołądku.
Odwróciłem się napięcie i spojrzałem przed siebie. Zaraz usłyszałem głos tak podobny do miłości.
- Zapomniałem zapytać jak masz na imię. – Czarne oczy przeszyły mnie na wylot. Poczułem jak słabnę, jak tracę siły. Ze szczęścia.
- Sasuke… - Wyszeptałem tak cicho, że ledwo było mnie słychać.
- Nie, nie. To ja mam na imię Sasuke. A ty? – Cichy śmiech, piękny uśmiech, delikatne policzki, teraz trochę zarumienione. Kochałem to. Tylko nie mogłem nic powiedzieć, nie mogłem wykrztusić z siebie ani słowa. W końcu pozbierałem się i odpowiedziałem.
-Naruto… To takie śmieszne imię. – Szepnął. Nie zdążyłem jednak zareagować, kiedy on po prostu położył ręce na moim ramionach i delikatnie musnął moje usta. Jednak było mi ciągle za mało. Chociaż zaczął sypać się mój świat idealnego chłopca traktującego innych normalnie i myślącego stereotypami związanymi z życiem, zrozumiałem, że Sasuke nie jest mi obojętny. Przyciągnąłem go do siebie mocniej i całowałem namiętnie. Przestałem myśleć o tym, że jesteśmy na otwartej przestrzeni.
Liczyło się tylko, że chyba go kochałem.
Ludzie naprawdę nie są tacy, na jakich wyglądają. Nie mogłem o tym zapomnieć. I przestało mnie też interesować co będzie potem. A co było teraz.

____
* W Japonii są specjalne automaty, z których wyciąga się bilety. Całkiem odwrotnie niż w Polsce.

Z podziękowaniami dla Damage za korektę.

9 komentarzy:

  1. Piękne. Może nie oryginalne, bo spotkałam się już z kilkoma podobnymi ficami, ale opisane w sposób honouowy XD I dlatego tak bardzo mi się podoba. Powiem ci, że dalej nie za bardzo rozumiem co ma oznaczać ten cytat w twoim ff, ale... Ale... Pomyślę o tym XD'''

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow! No nie wiem co powiedzieć. To było świetne, naprawdę strasznie mi się podobało. Na początku, gdy zobaczyłam, że to dramat bałam się, że zle się skończy i szczerze mówiąc przez cały fik obawaiałam się tego, ale jednak skończyło się dobrze. Uff... Fantastycznie opisałaś uczucia Naruto, od tego niesprecyzowanego do określonego już na samym końcu. I Strasznie podobał mi się Sasuke na samym końcu: "Nie, nie to ja mam na imię Sasuke" :)Cały tekst trzyma w napięciu. Naruto uswiadomił sobie, że jeździł autobusem po to, by codziennie zobaczyć jego, dopiero gdy go zabrakło. Zdecydowanie udało ci się stworzyć tu odpowiedni tzw klimat.

    OdpowiedzUsuń
  3. Cóż dziwny ten fick ^-^
    trochę mnie zdziwoło to, że sasuś taki odważny się zrobił, i od razu do akcij buzi-buzi przeszedł xd
    a ja juz myślałam ,że będą jakieś podchody, że ' ja cię kocham, ty mnie też, ale i tak na razie nie dajemy po sobie tego poznać xD' ale w końcu to tylko fick, oneshoty, jak to oneshoty są z reguły zazwyczaj krotkie , ale cóż tekst mi się podobał, yaay. Tylko czasami nie mogę zrozumieć uczucia, pustki takiej doszczętnej, niszczącej wszytsko. Jak na razie mam w sobie tylko strach, a Uczucia Uzumakiego są w pewnym stoipniu przybliżone to moich.
    ~~Ess,

    OdpowiedzUsuń
  4. Yay *.* Piękne... czemu tak krótko? p.p. Nie wiem, co mam powiedzieć. Czułam wszystkie emocje. Strach. Adrenalinę. Napięcie.
    Kurde... Bałam się, że uśmierciłaś Sasuke! A wsiuu... żyję. I dobrze ;]. Brak mi słów.
    Kocham dramaty, ale jeszcze bardziej kocham dramaty ze szczęśliwym zakończeniem ;]. Ahh.. pisz więcej i szybciej takich oneshotów ^^. Ja z chęcią będę czytać.
    (Czytając 1/4 musiałam przerwać, żeby iść do Kościoła... ale cóż... tak mnie zaciekawiło, że zamiast skupić się na Mszy, myślałam o tym opowiadaniu ^^")

    Zgred-chan(DarkLady)

    OdpowiedzUsuń
  5. O rany!*chowa sie za drzewem*to było naprawdę świetne.Serce przyśpieszało mi jak to czytałam.Nie lubię czytać dramatów bo wprawiają mnie w podly nastrój ,ale te opisy no niesamowicie i skończyło sie dobrzexDD miód na schorowane serducho;)))Ale ten portal...ech trzeba bedzie sie przyzwyczaićXDOnet lubi robić rózne numery ze szkoda gadać:D:D:D
    Ale miałam takie same obawy co zgred-chan.Myslałam że uśmiercisz Sasuke no dobra gdzieś tam czaił sie płomyk nadzieji na dobre zakończenie,ale wiemy jak ty czasem lubisz sobie zadramacić (nie no moje słowotwórstko jesr genialne:D:D:D-nie czepiać się!)hehexD
    Nie bedę ci tu juz diadoliła.Czekam na next i pozdrawiam serdecznie;:D:D:D:D:D

    Akari

    OdpowiedzUsuń
  6. O kurczeee..
    Nie no to jest po prostu świetne *-*
    Z czyms takim się jeszcze nie spotkałam.
    Bardzo mi się podobało dlatego też komentuje (tak tak spotkał Cie ten zaszczyt xdd).
    Zawarłaś w tym opowiadaniu naprawdę wiele emocji, mnie najbardziej męczyło to napięcie "czy on jeszcze żyje?!" dlatego chciałam, żeby ta notka się już skończyła bym mogła się dowiedzieć jak to w końcu jest, a jednocześnie modliłam się by się nie kończyła bo czegoś tak fascynującego to już dawno nie czytałam.
    Czynisz spore postępy. Twoje pierwsze notki nie były wcale złe ale do tego to nawet ich porównywać nie można. Rozwijasz się ;]
    Szkoda, że ja tego nie robię, bo nie pisze ^^''
    No dobra starczy tego..
    Pozdro ;3

    Ivepter

    OdpowiedzUsuń
  7. Pierwsze zdanie jest nieziomalskie i mi się nie podoba i chuj D:
    Fajowo, że Naruto, aby żyć potrzebuje tramwaju. Lajt, mi żeby żyć potrzebny jest słup ogłoszeniowy więc nie ma się co martwić : D

    Przyuważyłem - ziom, ale po co w środku dramatu slang?
    Z tym nawiązywaniem konfrontacji to albo ja jestem nierozumne stworzenie, albo wymyśliłaś niemożliwy związek.
    I w końcu, pewnego czwartkowego poranka kiedy wychodziłem z domu, padał deszcz. - to brzmi, jakby Naruto przez te miesiące się deszczu nie mógł doczekać ROTFLMAO, wymiatasz.

    Zamiast pocałunku wolałabym głęboki, mocny hug i usta na szyi, bo tak całować od razu w autobusie, w dodatku namiętnie to chyba lekka, LEKKA przesada.

    Sasuke był OOC, ale Naruto był ideolo ziomx : D

    Fabuła jest zaglibista i wymiotłaś nią wszystko. Treść też jest zaglibista, ale sprawiasz wrażenie, jakbyś na siłę używała "tych wszystkich trudnych wyrazów", żeby było bardziej profesjonalnie. Lajt zią, ty nawet pisząc "zielony kubek" przekazujesz czytelnikowi bardzo dużo informacji : D

    Kocham Cie Uke *dupczy* :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Zauroczyłaś mnie tym tekstem :) Przeczytałam go już dawno, ale dopiero teraz zebrałam się w sobie na napisanie jakiegoś w miarę SENSOWNEGO komentarza.
    Nie przepadam za angstem, ale to wyjątkowo mi się podobało. Co prawda umieszczanie 3/4 akcji i fabuły w autobusie XD na początku nie wydawało mi się zbyt fajne, ale na szczęście później przestało mieć to znaczenie.
    Świetnie wykreowałaś postacie, no, ale Naruto tu był taki mało-młotkowy XD
    Ale i tak było zajebiste.

    Virusek

    PS Doszłaś już do siebie po zupce miso? :> Wiesz, wpadnij do urokliwego stettina again, to znowu cię ugoszczę XD i się polansujemy tramwajami ;* wiesz ile jeszcze zupek przed tobą ? : D

    OdpowiedzUsuń
  9. Już kiedyś byłam na Twoim blogu, jednak nie potrafiłam zabrać się za komentarz. Zawsze miałam problem z wyrażaniem własnych opinii, szczególnie jeśli tekst jest przesiąknięty opisami uczuć, z którymi dla przykładu, ja sobie zupełnie nie radzę. Jednak spróbuję napisać sensowny komentarz, a co: D
    Podoba mi się Twój styl, jest taki dokładny i szczegółowy, i na swój sposób lekki. Dobrze oddajesz klimat, pozwoliłaś idealnie wczuć się w uczucia Naruto, za co wielki plus. Nigdy jeszcze nie wciągnęłam się tak w tekst, by naprawdę odczuwać to, co bohater.
    Tekst, na którym skupiony został one-shot (chyba można to tak określić, prawda?) zawiera w sobie najszczerszą prawdę. Ludzie naprawdę nie są tacy, na jakich wyglądają, zgadzam się z tym w stu procentach i cieszę się, że tak dobrze to przedstawiłaś.
    Nigdy się nie wierzy, dopóki się tego nie doświadczy. Mądre stwierdzenie, podobały mi się przemyślenia Naruto, tego dotyczące. Tyle wypadków dzieje się na co dzień, ale jeśli nie dotyczą nas, po prostu nas nie obchodzą, nie rozumiemy, co to za tragedia. I to wrażenie, że czas się zatrzymuje lub zwalnia... W tym tekście zawarłaś rzeczywistość, jakkolwiek głupio to brzmi.
    I koniec był cudowny. "Naruto... To takie śmieszne imię." Rozczulił mnie ten pocałunek. Taki piękny gest, oddający to, co czuli... po prostu pięknie.
    Komentarz może i trochę chaotyczny, jednak ostrzegałam, że mam problem z komentowaniem takich tekstów, za co przepraszam.: )
    Nie mogę się doczekać nowości, mało już jest dobrych blogów, a Twój do nich się zalicza. Pozwól, że dodam Cię do linków: )

    Odpowiadając na Twoje pytanie: tak, ff, które obecnie piszę, poświęcone jest NaruSasu, ja również uwielbiam to 'ustawienie'; ). I z tego co wiem, kolejne opowiadanie, również będzie takie.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy